4 lutego 2013

Rozdział 1

     
      Minęło pół roku od śmierci rodziców, a życie Naomi nadal jest przepełnione smutkiem i poczuciem winy, które nosi w sercu. Każdy jej dzień wygląda tak samo. Dom, uczelnia, dom. Naomi studiuje, ale nie widzi w tym sensu. Tak samo nie widzi sensu swojego istnienia. Gdyby nie fakt, że ma Jamesa to nie wiadomo co by z nią było. Kolejny dzień przyjdzie jej spędzić na uczelni. Architektura to jest właśnie jej kierunek studiów. Kiedyś wiązała z nią przyszłość, ale to było kiedyś za życia dawnej Naomi i to już nie wróci, tak samo jak nie przywróci życia swoim rodzicom. James bardzo martwi się o siostrę. Ona natomiast odtrąca jakąkolwiek jego pomoc. Umówił ją ostatnio na wizytę u psychologa, aby jak on to ujął : ,,Mogłabyś się komuś wygadać. Wyrzucić to co w tobie siedzi.'' Jego zamiary okazały się jednak zbyteczne, gdyż Naomi nie skorzystała z jego propozycji. Nie widziała jakiejkolwiek potrzeby, aby tam się udać. Udaje przed światem, że jest normalną dziewczyną, która cieszy się z życia. Oprócz Jamesa nikt nie wie jaka ona jest naprawdę. Ukrywa swoje prawdziwe oblicze przed innymi, maskuje swoje uczucia, aby nie ujrzały światła dziennego i nikt nie odkrył jej prawdziwego oblicza.

      Jak zwykle po skończonych zajęciach Naomi udała się do kawiarni. Tego było jej potrzeba po ciężkim dniu. Ilość wykładów na uczelni wykańczała ją. Była dopiero na pierwszym roku, a już miała dosyć tych studiów. Zajęła stolik w samym kącie, który zbytnio nie rzucał się w oczy i był jedynym wolnym miejscem. Przychodziła tu od dawna, można by rzec, że była stałym klientem. Nigdy nie zwracała uwagi na ludzi, którzy tutaj przybywają, ale dzisiaj zauważyła, że było ich znacznie więcej niż zwykle. Kelner przyniósł dziewczynie zamówioną kawę i ciasto, na które się tym razem skusiła. Nie zwracała uwagi na ludzi licznie gromadzących się w kawiarni. Wyciągnęła z torby książkę i dała się przenieść w świat swojej własnej wyobraźni, do którego tylko ona miała dostęp. W kawiarni zaczął się robić szum, który wyrwał Naomi z jej stanu. Podniosła wzrok znad książki i ujrzała dwóch chłopaków , w koło których gromadził się tłum ludzi. Nie wiedziała co się wokół niej dzieje, aż do momentu gdy zobaczyła ochronę i zrozumiała, że ci dwaj chłopacy muszą być sławni. Nie miała pojęcia kim są. Nie interesował ją show-biznes i nie znała tych wszystkich cele-brytów. Oglądała od czasu do czasu telewizję, ale to tylko tyle i jej wiedza na tym się kończy. Nie przejęła się zbytnio zbiegowiskiem jakie powstało i powróciła do lektury. Książki czytane przez dziewczynę przekazywały wszystkie uczucia, towarzyszące w jej życiu, w całej jej osobie. Często mogło się jej zdawać, że autor do napisania danej książki użył przykład życia Naomi, chociaż tak naprawdę wcale nie było. Bohaterzy borykali się z podobnymi problemami do problemów Naomi, dlatego w ostatnim czasie coraz częściej sięgała do takich powieści. Szuka w nich wskazówek do dalszego życia. Dzięki nim próbuje poukładać swoje życie w jedną całość i czerpać z niego przyjemność, lecz na razie nie było żadnych skutków. Przeczytała zaledwie kilka stron i czyiś głos wyrwał ją z czytania. 
- Przepraszam. Czy moglibyśmy się dosiąść, bo jak widać nie ma nigdzie wolnych miejsc- spytał ją brunet w lekkich lokach i o zielonych oczach, a obok niego stał jego towarzysz o blond włosach. Naomi zdała sobie sprawę, że to ci sami chłopacy co rozdawali autografy. Nie wypadało jej ich spławić. Już by widziała następnego dnia w gazetach na pierwszej stronie napis : NIEZNAJOMA DZIEWCZYNA NIE POZWOLIŁA DOSIĄŚĆ SIĘ DO STOLIKA IDOLOM NASTOLATEK.
- Jasne siadajcie.- odpowiedziała i wskazała na wolne miejsca.
- Wielkie dzięki.- blondyn posłał jej szczery uśmiech po czym usiadł na przeciwko dziewczyny. Naomi gdzieś już go widziała, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie to było. Zapadła między nimi niezręczna cisza, którą przerwał chłopak z lokami.
- Wypadałoby się przedstawić. Jestem Harry. Harry Styles. Miło mi.- wyciągnął dłoń w kierunku Naomi.
- Mi również. Naomi Wilson. - uścisnęła jego dłoń lekko się uśmiechając. Harry postąpił tak samo, przy czym ukazał dwa dołeczki, które dodawały mu wdzięku. Po chwili odezwał się blondyn. 
- A ja jestem Niall Horan. - chłopak przedstawił się posyłając dziewczynie uśmiech. Była to dla nich wyjątkowa sytuacja. Nigdy dotąd nie musieli się nikomu przedstawiać, bo ludzie rozpoznawali ich z daleka. Harry domyślał się, że dziewczyna jest nieco skrępowana całą tą sytuacją i postanowił wyjaśnić jej kim tak naprawdę są, chociaż wcale mu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Był zadowolony z tego, że może normalnie porozmawiać.
- Widzę, że nas nie kojarzysz, więc trochę ci w tym pomogę. Jesteśmy członkami zespołu One Direction. Taka podpowiedź. - Dziewczyna dokładnie analizowała słowa bruneta i doszła do wniosku, że taki zespół istnieje i słyszała ich nawet kilka piosenek i możliwe, że widziała ich w telewizji. Siedziała właśnie przy jednym stoliku z idolami nastolatek na całym świecie. Nie zrobiło to na niej wielkiego wrażenia.
- Ah, tak przypominam sobie. Przepraszam, że was nie rozpoznałam, ale nie jestem waszą fanką, więc rozumiecie.- Naomi uśmiechnęła się lekko popijając kawę. Blondyn odwzajemnił się tym samym po czym dodał. - Dla nas lepiej. Przynajmniej nas teraz nie zamęczasz i możemy porozmawiać jak człowiek z człowiekiem.
- Dokładnie. Zgadzam się z tobą Niall. Co czytasz. - spytał lokowaty, wskazując na leżącą obok ręki Naomi książkę.
- "Do ostatniej łzy". Dosyć smutna książka.
- Czy warto się tak zasmucać w tak piękny dzień. - dodał blondyn spoglądając w okno. Nieco się zdziwił, bo ujrzał to czego nie chciał. Za oknem zamiast słońca, które miał zamiar zobaczyć, ujrzał deszcz, czyli typową angielską pogodę.
- Tak, bardzo piękny dzień- odpowiedziała dziewczyna lekko się śmiejąc. Ta sytuacja był dla niej trochę zabawna. Był to pierwszy nie wymuszony uśmiech od czasu śmierci rodziców. Czyżby wszystko wracało do normy, czy to tylko pozory? Odpowiedzi na to pytanie nie znała nawet Naomi. Siedzący obok niej Harry powstrzymywał się , aby nie wybuchnąć śmiechem, ale przegrał z samym sobą i po chwili było słychać jego donośny śmiech.
- Stary zakup sobie okulary.- reakcja blondyna na słowa Harry'
ego była jednoznaczna. Niall pokazał mu język po czym dodał.
- Pół dnia trwała sesja zdjęciowa, więc nie wiedziałem, że pogoda się aż tak pogorszyła od rana.
- Tak, tak. Nie tłumacz się.- Harry posłał dziwne spojrzenie skierowane do Niall'a.
- Nie tłumaczę się. Po prostu stwierdzam fakty.
- Ok, ale nie musiałeś informować fanek na twitterze do jakiej kawiarni idziemy. Dzięki tobie było takie zamieszanie na początku. - Naomi czuła, że zaraz wybuchnie jakaś kłótnia. Nie chciała do tego dopuścić i musiała jakoś zareagować.
- Proszę was tylko się nie kłóćcie. - posłała blondynowi błagalne spojrzenie z nadzieją, że nie będzie kontynuował tej dziwnej konwersacji.
- My? - spytał zdziwiony. – My się nigdy nie kłócimy.- blondyn poczochrał włosy lokowatego. Wyglądało to wręcz komicznie. Naomi odruchowo spojrzała na zegarek znajdujący się na jej prawej dłoni i spostrzegła, że już robi się późno. Spakowała swoje rzeczy do torby.
- Ja już się będę zbierać. Na razie. - wstała po czym zasunęła krzesło.
- Dzięki za miłe spotkanie. - rzekł blondyn posyłając dziewczynie jeden z swoich najpiękniejszych uśmiechów.
- Również dziękuje. - odpowiedziała i odeszła.
W ich towarzystwie Naomi czuła jakoś inaczej, jakby nie była sobą. Wszystkie smutki i problemy przestały w tamtym czasie istnieć. Nie wiadomo dlaczego, ale poczuła się lepiej. Niestety nie długo.
 Po powrocie do domu wróciła ta Naomi, sprzed spotkania w kawiarni. Zamknięta w sobie dziewczyna, ukrywająca swoje uczucia przed światem. Po śmierci rodziców straciła z znajomymi kontakt. Odtrąciła ich od siebie, przez co straciła ich na zawsze. Nikt nie potrafił zrozumieć faktu, że miała dosyć wszystkiego. Każdy chciał jej pomóc, przez co bardziej pogarszali jej stan. Na każdym kroku słyszała słowa: "Tak mi przykro" , "Współczuję" i masę innych słów, które wypowiada się po śmierci bliskich. Tylko sęk tkwi w tym, że te słowa w niczym nie pomagały, wręcz sprawiały, że dziewczyna miała ochotę zapaść się pod ziemie i zniknąć raz na zawsze. Naomi żyje z dnia na dzień i czeka, aż w końcu się coś wydarzy co w jej życiu, coś co sprawi, że jej świat nabierze znowu barw.
 Wieczorem jak zwykle sięgnęła po książkę i pogrążyła się w czytaniu. Z jej stanu wyrwał ją trzask dochodzący z kuchni. Niepewnie podążyła do miejsca skąd doszedł ją dźwięki i ujrzała swojego brata, który zbierał z podłogi kawałki szkła po zbitym talerzu.
- Zostaw to, bo się skaleczysz. - powiedziała stojąc za bratem. Ten odwrócił się gwałtownie w jej stronę i w tym momencie z jego palca popłynęła strużka krwi. Zwrok James'a przeniósł się najpierw na palec, a potem na siostrę.
- Chyba już za późno. - rzekł wstając.
- Chodź trzeba to opatrzyć – Naomi pociągnęła brata w stronę łazienki. Zrobiła mu opatrunek i wróciła do kuchni dokończyć za niego przygotowanie kolacji. Chłopak usiadł naprzeciwko niej i przyglądał się siostrze jak przygotowuje kolacje.
- Dzięki siostra. - usłyszała Naomi słowa skierowane do niej podczas krojenia warzyw.
- Za co? - spytała nie wiedząc o co może chodzić jej bratu.
- Za to, że po prostu jesteś, że cię mam.
- Brat nie rozczulaj się tak bo pomyślę, że zwariowałeś.
- Nie zwariowałem. Nie masz pojęcia jak bałem się o ciebie przez ostatnie miesiące i nadal się o ciebie martwię. 
- Niepotrzebnie. - usłyszał zapewnienia siostry.
- Ja chcę ci tylko pomóc. Widzę w jakim jesteś stanie. Przede mną tego nie ukryjesz. - wstał po czym podszedł do siostry i położył dłoń na jej ramieniu. - Nie odtrącaj mnie. - spojrzał jej w oczy i ujrzał smutek. Była jego siostrą i takie rzeczy bardzo dobrze zauważał. Nie mógł znieść tego, że jego siostra jest ciągle smutna. Chciał to zmienić, ale nie wiedział jak. Naomi nie dała sobie pomóc, ale do cholery przecież był jej bratem. Kochał ją i nie mógł znieść widoku jak jego siostra cierpi. Czuł się coraz bardziej bezradny.
- Niepotrzebnie się martwisz. Radzę sobie. - odpowiedziała Naomi odwracając głowę i wracając do swojej poprzedniej czynności.
- Nie chcę cię stracić. - usłyszała szeptem wypowiedziane przez brata słowa.
- O czym ty mówisz? - spojrzała na James'a oszołomiona. - Nie stracisz mnie. Ja się nigdzie nie wybieram. - zmusiła się do lekkiego uśmiechu w jego stronę. James wyczuł, że jest on nieszczery. Naomi tak mało się uśmiechała, że dobrze potrafił rozróżnić wymuszony uśmiech i ten właśnie taki był. Jeden z miliona uśmiechów, które posyłała jego siostra, lecz tak naprawdę żaden nie był prawdziwy. 
- Często nie mogę spać. Boję się, że jak się obudzę to ciebie nie będzie. Boję się, po prostu się boję, że zrobisz sobie jakieś głupstwo, że zostawisz mnie samego na tym świecie. - James powiedział siostrze prawdę. Bał się o nią. Czasami myślał, że Naomi może mieć myśli samobójcze. Jej stan każdego dnia był inny. Nie wiedział co go czeka następnego dnia. Czy z Naomi będzie lepiej albo może gorzej? To było w tym wszystkim najgorsze, nieświadomość, która go dobijała. - Nie zostawię cię. Nigdy tak nie myśl. Nie jest ze mną tak źle, po prostu muszę się odnaleźć w tym świecie.- powiedziała Naomi po czym przytuliła się do brata...

------------------------------------------------
Oto pierwszy rozdział. Wyszedł jaki wyszedł. Sami oceńcie. Teraz zaczynam pracować nad drugim. Pozdrawiam.;)




1 lutego 2013

Prolog


       Nazywam się Naomi Wilson. Moje życie jest jedną wielką pułapką problemów. Z dnia na dzień czuje się coraz gorzej, Duszę się w otaczającym mnie świecie. Moja dusza jest w niewłaściwym miejscu. Gdy byłam mała myślałam, że taka tragedia jaką jest śmierć rodziców nigdy się nam nie wydarzy. Jednak myliłam się i to do tego stopnia, że sama się do do niej przyczyniłam.
      Był 16 września i zbliżała się rocznica ślubu moich rodziców. Wiedziałam bardzo dobrze, że nie mogą sobie pozwolić na prezenty, gdyż mama dopiero co straciła pracę. Nie mogłam dopuścić do tego, aby ten dzień spędzili tak jak każdy inny. 25 lat małżeństwa obchodzi się w końcu przecież tylko raz. Zrobiłam im prezent z tej okazji. Z odłożonych pieniędzy, które zarobiłam w wakacje wykupiłam im pobyt na weekend nad morzem. Byli bardzo szczęśliwi, na początku nie chcieli przyjąć mojego prezentu, ale w ostateczności ich przekonałam. Do dzisiaj żałuję tej decyzji. Byli bardzo przejęci tym wyjazdem. Mama zabiegana szukała odpowiednich ubrań, a tata jak zwykle spakował się w 20 minut. Dzień był lekko zachmurzony, ale nie zwiastował opadów deszczu. Wyjechali w nocy , dokładnie przed północą. Tata mówił, że w nocy nie ma takiego ruchu i że szybciej dojadą. Byli bardzo szczęśliwi z tego wyjazdu. Nie wyjeżdżali razem od dwóch lat. Mama żegnając się ze mną, aż się rozpłakała ze szczęścia. Ostatnie słowa jakie do mnie powiedziała: ,, Trzymaj się. Kocham Cię'' i ostatni uścisk rodziców. Potem nie było już nic. Widziałam jak opuszczają podjazd naszego domu. Minęła zaledwie chwila i samochód zniknął mi z pola widzenia. Wtedy nie miałam świadomości, że widzę ich po raz ostatni. 
     James wrócił do domu po dwóch godzinach od wyjazdu rodziców. Była na dwudniowym szkoleniu organizowanym w pracy. Nie pamiętam kiedy zasnęłam. Obudził mnie dzwonek naszego telefonu stacjonarnego. Odebrał James i to co usłyszał na zawsze odmieniło nasze życie. Dzwonili z policji, żeby poinformować nas o wypadku jaki miał miejsce w nocy. Złe warunki pogodowe doprowadziły do zderzenia się dwóch samochodów, a w jednym z nich byli nasi rodzice. Karetka niestety dojechała do miejsca wypadku za późno i nic nie dało się już zrobić. Nasi rodzice odeszli, umarli, tak po prostu. Nie potrafiłam przyjąć tego do wiadomości.Upadłam na kolana i zaczęłam głośno płakać. Poczułam silne ramiona Jamesa oplatające mnie. Płakał tak samo jak ja. Nigdy nie widziałam go płaczącego, to był pierwszy raz. Z dnia na dzień straciliśmy rodziców. To był przerażający fakt. 
       Nie mogłam spać po nocach, rozmyślając nad tym wszystkim i doszłam do wniosku, że to moja wina. Gdybym nie wykupiła tej głupiej wycieczki i nie namawiała do wyjazdu , to nie doszło by do tragedii. Ten fakt był najgorszy. Stałam się mordercą własnych rodziców. Jeszcze ta cholerna świadomość, że mój brat nie zdążył się z nimi pożegnać i to wszystko przeze mnie. To ja powinnam nie żyć, a nie nasi rodzice. Czuję się winna za to wszystko. Rzeczywistość mnie przytłacza. Duszę się sama we własnym ciele, bo wiem, że to nie jest moje miejsce. To miejsce jest dla moich rodziców. Mieli tyle niespełnionych marzeń, żyli pełnią życia, a ja im to wszystko odebrałam. Tak strasznie za nimi tęsknie...


------------------------------------------
Oto prolog. Wyszedł taki sobie. Talentu do pisania to ja nie mam, ale jakoś to wszystko poskładałam w całość. Mam nadzieję, że niej jest taki zły. Pierwszy rozdział już wkrótce.
Twitter: @Carli_97xx
Pozdrawiam
;)